Nie za bardzo bywam ostatnio w świecie, nie podążam za wiadomościami, nie interesują mnie wielkie newsy i sensacje. Żegnam się z lasem, pod którym moje nogi przebiegły setki kilometrów, patrzę na miasto, w którym stało się tak wiele dobrego i złego i wiem na pewno, że będę tęsknić, ale i będę wracać, bo tutaj zawsze warto wracać.
Zwyczajnie polubiłam odchodzenie po cichu i bez fajerwerków, bez wielkich pożegnań i łez, bez dramatów, których już było tyle, że ich czas się bezpowrotnie skończył. Mam guzik na szczęście i dobre słowa na kartce i to wystarczy. Jest spokój ducha i szczęście, szczęście w oparach tęsknoty, ale wymodlone, wyczekane. Mam głowę pełną pomysłów i niegasnący uśmiech na twarzy. Mało mówię i więcej myślę, mało sypiam, ale bynajmniej nie z powodu bezsenności, ale z ekscytacji.
3 dni do Peszkowej, 4 dni do przeprowadzki, 9 dni do wymarzonego weekendu z Nią. Jest na co czekać i jest czym się cieszyć, a jesień może być wiosną, bo to wszystko jest w głowie, w duszy i w sercu.
Jest dobrze, a będzie cudownie.
M.
Oby było ; ) Melancholijnie się zrobiło, czytając Twój tekst. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOdrobina melancholii jeszcze nikomu nie zaszkodziła ;-) Pozdrawiam!
UsuńChyba że u von Triera.
UsuńU Von Triera to nie odrobina, umówmy się.
Usuń;-D
Usuńjesień może być wiosną.. pieknie to ujęłaś melancholijny Ludku :)
OdpowiedzUsuń