niedziela, 2 marca 2014

Izolatkę raz poproszę.

Niedzielną, wieczorową porą wypuszczam z głowy absurdy zasłyszane w ciągu tygodnia. Gdybym miała wszystkie je wpuścić na papier, tudzież klawiaturę, to i następnego tygodnia by mi brakło na wypisanie wszystkiego. Więc sobie selektywnie wypuszczam. Jak te bańki mydlane. Z tą różnica, że bańka sobie chwilę szybuje w powietrzu i pęka, a głupota ludzka była, jest i będzie, a co mnie boli mocno, to fakt, że jakoś rosnąć się zdaje.

Minął tydzień, odkąd mocy urzędowej nabrała moja decyzja o wejściu na drogę weganizmu. Przemyślana, przespana (czy tam niedospana). Podjęta. Jestem takim typem człowieka, co jak już sobie coś postanowi i upierdoli w głowie, to ciężko mu zdanie zmienić. Pochłąnęłam więc możliwie wszystkie lektury świata (i nadal pochłaniam, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że źródełko owych lektur jest nieskończone). I jest mi dobrze, zajebiście dobrze, choć oczywiście mało komu się przyznałam.

I to bynajmniej nie dlatego, że mi wstyd. Wręcz przeciwnie. Ale doskonale pamiętam, jak z mięsożercy stałam się wegetarianką. Jakieś siedem lat temu. Pamiętam, że się gromy z jasnego nieba wtedy sypały. Standardowo, rzecz jasna.

JAK TY DZIECI URODZISZ?

POLICZKI SIĘ CI SIĘ ZAPADNĄ.

POCZUJESZ TAKI ZEW MIĘSA, ŻE ZA ROK ZNOWU BĘDZIESZ JE JEŚĆ.

Spieszę z wyjaśnieniami. Dzieci się biorą z macicy. Wegetarianizm nie urwał mi macicy. Bioder też mi nie urwał, nadal są szerokie i szerokie pozostaną, choćbym nosiła rozmiar 34. Dzieci się jeszcze biorą ze spermy. Nie mam spermy. Ale mogę mieć. Mam nawet potencjalnego jej dawcę. Mogę też nie urodzić. Może być różnie. Mogę zawsze zostać z piętnastką kotów. Wegetarianizm/weganizm ma na to taki zaś wpływ, jak Wasze fejsbukowe lajki na sytuację na Ukrainie.

Patrzę w lusterko i poza tym, że mi pierdolone naczynka pękają dalej, to policzków zapadniętych nie widzę. Może mocniej zarysowaną szczękę, ale nic mi się nie zapada. Może klatka piersiowa grozi zapadnięciem, ale to jej groźby od zawsze, więc specjalnie się nimi nie przejmuję.

Ostatni tekst należy do ulubionego eks faceta mojej siostry. Krzysztof, ksywa operacyjna Śpiączka, chłop dwa metry wzrostu i podobnie w barach. Krzysztof, cóż, Krzysztof minął się z powołaniem, bo zamiast sprzedawać suple definitywnie powinien zostać polskim Paulo Coelho. Ową gadkę na temat wegetarianizmu zaserwował mi przy obiedzie, każde słowo akcentował mocno i z przeżuciem kwistego steka. Od tego nieszczęsnego posiłku minęły jakieś trzy lata. Zewu nie ma. Chujowy ze mnie drapieżnik.

Bywało różnie, nie powiem. Zdarzały mi się różne odstępstwa, myśli, do dziś olfaktoryczną przyjemność sprawia mi zapach tylko i wyłącznie robiącej się wątróbki z cebulką. Gdyby jednak mi się zapomniało, to coś z głębi mojej głowy mówi: hej, Digga, to martwe tkanki. Nie wpierdalasz martwych tkanek. Weganizm zaś dojrzewał we mnie długo, przechodząc przez fazy zaprzeczenia, wyparcia i całej tej reszty, kończąc na akceptacji tego, że dzięki temu będę czuła się w zgodzie ze swoim sumieniem i poglądami. Ale to tylko tydzień, spokojnie. Nie chwalę się i nikogo nie nakłaniam do drastycznej zmiany podejścia. Jak za siedem lat znowu mi się zbierze na przemyślenia, a tak się złoży, że będę pisać dalej, to napiszę. 


Z innej beczki. Od ponad tygodnia odwiedzam jedną aptekę w Mieście Biedy, co by dostać najjaśniejszy odcień pewnego podkładu do twarzy. Od ponad tygodnia zostaję zbywana tekstami, że zamówienie przyjdzie w czwartek/piątek/sobotę/nigdy. Dzisiaj się pokusiłam o wizytę  po raz ostatni. 

- Wie pani co, niestety, ale nie będzie tego podkładu dla pani. Kierowniczka zadecydowała, że nam się zamawiać nie opłaca, bo się ten odcień sprzedaje w ilości jednej sztuki na rok.

Wyraziłam swoje krótkie, acz rzeczowe ubolewanie, miałam zamiar podziękować i po prostu pójść do innej apteki, ALE.

Chudziutka farmaceutka (weganka jakaś zapadnięta pewnie) spieszy do mnie z testerem w odcieniu bronze, czy coś i mówi:

- A może by pani tego spróbowała? Przyciemni pani ładnie buzię.



To ja może jednak zostanę przy Allegro. Allegro nie ocenia. Allegro rozumie i wspiera.

Podzielę może ja jednak te absurdy na jakieś części, bo zaraz popadnę w jakąś grafomanię. O ile już nie popadłam. Z uszu mi paruje. A od jutra się znowu zacznie. Weźcie mnie ktoś na bezludną wyspę. W towarzystwie kokosów powinnam się czuć wybornie.

M.

40 komentarzy:

  1. Dawaj te absurdy, dawaj. Nie żebym się Twoim nieszczęściem jarała, raczej połączę się duchowo, bo to co się wokół mnie ostatnio dzieje osłabia tak bardzo, że nawet histerycznego śmiechu nie dam rady z siebie wykrzesać.

    Podkład idealnie jasny, hm, tak zzieleniałam/zbladłam (podobno od anemii. A MIĘSO WPIERDALAM) że NIC mi nie pasuje, a jak jest jasne to różowe. W Revlonie 150 wyglądam jak te niunie, co przyciemniają sobie ładnie twarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, wszyscy wiemy, że ja te absurdalne sytuacje przyciągam i przeżywam po to, żeby o nich pisać. No.

      Usuń
  2. Ja podkład od jakiegoś czasu wytwarzam sobie sama, regularnie zmniejszając ilość barwnika dodawanego do białej bazy. Choćbym chciała, inaczej nie da rady. Azjatyckie BB są zbyt ciemne.

    Weganizm. Czyli już nigdy nie zjesz jabłka zerwanego bezpośrednio z drzewa?

    Ej, a co sądzisz o tkankach hodowanych w laboratorium? Higienicznie? Niepochodzących ze zwierzaczka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słonko, a moze trochę lektury, zanim się w dyskusję wchodzi? :D

      Usuń
    2. No właśnie pytam, zamiast szukać lektury. Ale niech będzie, że oderwę się od tego niezwykle pasjonującego programu, jakim zdaje się być Project Runway i poczytam.
      Ale z tym laboratorium serio pytam.

      Usuń
    3. No. Głupotę palnęłam. Ale daję lewą rękę, że przeczytałam to w jakimś sensownym magazynie.
      A jajka od szczęśliwej kury? Takiej hodowanej w domu? Umotywuj kiedyś to postanowienie, jestem potwornie ciekawa.

      Usuń
    4. Nie wnikałam w temat laboratoriów, jak wniknę, to dam znać. Aczkolwiek na tyle, na ile mogę Ci odpowiedzieć w zgodzie z tym, co wiem, to kombinowanie mnie nie interesuje. Stawiam raczej na naturę, nie laboratoria ;)

      Elizo, na każdą szczęśliwą kurę przypada mniej szczęśliwy, bo martwy kogut. Poza tym tutaj chodzi o eksloatację zwierząt. Z kury się ciągnie jajka, dopóki je daje, a jak przestanie dawać, to się jej żywot mniej, lub bardziej ciekawie kończy.

      Usuń
    5. Okej, to coś już wiem.
      Ale miałabym na myśli własną, prywatną, szczęśliwą kurę. Taką, która siedziała mojej babci na kolanach. Bez martwych kogutów. Skąd miałby się wziąć taki martwy kogut? Byłoby naturalnie i humanitarnie.

      Usuń
    6. *eksploatację


      Łap: http://weganizm.blox.pl/2012/11/A-jajka-od-kur-z-wolnego-wybiegu-Przeciez-tym.html

      Usuń
    7. Dobra, pierwszy akapit wszystko wyjaśnia.

      Usuń
  3. Świat się weganizuje, dla mnie zajebioza ^^ ej, allegro czasem ocenia - spróbuj wysłać komuś pytanie szczegółowsze, to czasami idzie się wkurwić Oo stąd miłością pałam do ebaya. i srsly? apteka, toż tam narzutka taka, że od razu bym dreptała na all ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się w szczegółowe pytania nie bawię, jak mnie opis aukcji usatysfakcjonuje, to biorę. Jak nie - szukam dalej.

      Wiesz, z tą przebitką to nie zawsze. W przypadku aptecznych kosmetyków bywa często tak, że cena z wysyłką jest nawet większa od tej stacjonarnie.

      Usuń
  4. ale czemu miałyby się zapaść policzki? bom chyba niekumata :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weganizm/wegeterianizm -> potencjalnie mniej kalorii -> potencjalne chudnięcie -> potencjalnie zapadnięte policzki ;)

      Usuń
    2. aaaa bo ja już doszukiwałam się jakiś mentalnych pobudek :D

      Usuń
  5. #teamdigga!
    Sama uważałam do niedawna weganizm za trochę niemożliwy, ale w momencie jak przestałam jeść mięso, stwierdziłam, że to może być naturalna kolej rzeczy. Za parę lat, jak oswoję się w pełni z obecnym stylem życia.
    Na razie jeszcze jestem na tym etapie, gdzie wokół słyszę że za jakiś czas będę musiała wrócić do mięsa z podkulonym ogonem no i że w ciąży to już na pewno będę musiała jeść. Czy to im w końcu przechodzi, czy niezbyt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję, Króliczku!

      Cóż, przechodzi, nie przechodzi? Zależy komu. Szczeniakiem byłam, jak zostałam wegetarianką i ojciec wymagał przez pierwszy rok regularnych badań krwi, etc. Potem się uspokoiło. Inna rzecz, że przez sporą część swojego życia zmagałam się z solidną nadwagą, więc efekty w postaci ładnej sylwetki bez jednoczesnej utraty zdrowia (a wręcz przeciwnie) domownikom dały do myślenia.

      A co do ludzi gdzieś tam obok...jednym uchem wlatuje, drugim wylatuje.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Przepraszam za to usunięcie, ale znika mi tekst i powtarzają się wyrazy. Tak się nie da.
      Wspominałam o moich wynikach badań, rezygnacji z wieprzowiny i ograniczaniu reszty na jakiś czas oraz neutralności w temacie.

      Usuń
    4. I właśnie {bardzo wcześnie} dotarło do mnie, że bezsensownie spamuję Ci tekst bezsensownymi komentarzami. Przyrzekam zamknąć się, przynajmniej na jakiś czas. Naprawdę!

      Usuń
    5. Elizo, nie krępuj się. Mi casa es su casa.

      Usuń
    6. Niestety masz rację, Amando. U siebie też często chrzanię głupoty, czasem nadużywając wyrazów "chrzanię" oraz "głupoty". Tym akcentem pozwalam sobie oficjalnie zakończyć tę bezkierunkową dyskusję, howgh.

      Usuń
  6. Podziwiam i szanuję. Mnie przed weganizmem powstrzymuje zrezygnowanie z nabiału, który uwielbiam. Ale może kiedyś, gdy zacznę na serio gotować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Miałam bardzo podobne rozterki. Wręcz masakrycznie kocham ciągnącą się wielką ilość sera na pizzy. I nawet zaliczyłam w tym tygodniu (uff, na szczęście już prawie koniec) kryzys, pod tytułem 'pierdolę wszystko i zamawiam pizzę'. Ale przetłumaczyłam sobie. I nie zamówiłam.
      No ale do rzeczy. Jakby było prosto, to by nie było o czym mówić ;)

      W związku z palącą potrzebą sera rozglądam się za substytutem. Trafiłam na wegańskie sery żołte, ale ani cena, ani skład mnie nie powala, więc trzeba szukać dalej. Bam, mam przepis. Spróbuję, może się uda, ale skoro nie robię tego po nocach, to widocznie moja paląca potrzeba zjedzenia sera jest czysto psychiczna i spokojnie mogę się bez niego obyć ;)

      Ostatnio zrobiłam też twarożek sojowy i odpowiednio doprawiony jest absolutnie nie do podrobienia.

      Co do krowiego nabiału - zaczęłam źle się po nim czuć. Nie wiem, znów, nie wiem, jaki udział ma w tym moja psychika, ale zapewne spory. Mam totalnie pojebaną psychikę <3

      Usuń
    2. Sera żółtego nie jadłam sto lat, ale jogurcik naturalny? Grecki? Twarożek? MNIAM.

      Mi psychika też narobiła problemu żarciowego (związanego z zatruciem, które miało miejsce już dwa lata temu (!)), więc rozumiem dzikie zagrania psychiki przy żarcia wybieraniu. Trzymam kciuki :)

      Usuń
  7. Zrezygnowałam z nabiału. Zrezygnowałam z ziaren. Zrezygnowałam ze strączków. Soi pod każdą postacią. Białych ziemniaków. Nawet alko.
    Jakbym miała zrezygnować z mięsa to by mnie chyba wuj strzelił, a z dupy wyrósł okrągły ogonek. Tym samym - streszczając i podsumowując jednocześnie - podziwiam.

    Jasny podkład... jak jasny? Kurczę swoją kolekcję, chętnie się podzielę. Daj proszę znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a przyciemniona jesteś tak ładnie, że co parę sekund przewijam, żeby sobie popatrzeć. Wiedziała kobieta, co mówi.

      Usuń
    2. A ja podziwiam rezygnację z soi, strączków i ziaren, bo mnie by chyba wuj strzelił :D Alkohol piję od święta, raz na dwa miesiące wino jakieś wpadnie. Zestarzałyśmy się, bo pamiętam czasy dolewania sobie przed monitorem [*]

      Hmmmm...mam wobec świata trzy wymogi: podkład ma być jasny, żołty i kryjący. Ciężko te trzy wymogi spełnić. Aktualnie testuję delikatnie intensywnie coś tam Pharmaceris, kolor świetny, reszta tak se. Pożyjem, zobaczym.

      Przyciemnianie > rolowanie.

      Usuń
    3. ponoć w MACu majo . Przyjedź , pójdziemy i sobie podobieramy :P

      Usuń
    4. A dla mnie obie jesteście siebie warte :D
      Jedno jest zycie i jak słyszę o rezygnowaniu z tylachna dobroci, to płakusiam nad losem Waszym :D

      Usuń
    5. Na MAC to ja poczekam do maja, aż się na stałe osiedlę w UK. Nie mam weny na podróże teraz :P

      Oj, Mami, co dobre dla jednego, dla drugiego może być nie do przyjęcia. I o to się w tym wszystkim tak naprawdę rozchodzi.

      Usuń
    6. siur ;)

      Pomacaj True Match w odcieniu Ivory . Jest jasny, serio .

      Usuń
  8. Przeczytałam i mi lepiej, tydzień się dobrze zaczyna od takiego tekstu. Postanowiłaś i się tego trzymasz. Ja tak samo staram się trzymać kiedyś usłyszałam w znanej perfumerii na eS, że polki mają śniadą karnację, jestem nietypowa, powinnam na solarium pójść !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W perfumerii na eS to ja słyszałam tyle cudowności, zwłaszcza tam pracując, że mogę się tylko porozumiewawczo uśmiechnąć ;-)

      Usuń
  9. "Tudzież" nie jest równoznaczne z "lub" :(
    Podziwiam za weganizm! U mnie świat zawaliłby się po zrezygnowaniu z nabiału.

    OdpowiedzUsuń
  10. "przyciemni ładnie buzię" mnie rozwaliło totalnie, tez mam bardzo jasną karnację i kupowanie podkładu to koszmar.Używałam Manhattan perfect adapt przez 2 lata to oczywiscie wycofali.A czego używałaś do tej pory? bo szukam czegoś w miarę kryjącego i jasnego to może mi coś poradzisz tak przy okazji ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślałam, że moje fejsbukowe lajki jednak mają wpływ na sytuację na Ukrainie :.[

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej, rośliny też mają tkanki.

    Drugą skrajność - wegan fanatyków, z którymi nie da się porozmawiać (a raczej pokłócić) o niczym innym nić ich jedynej słusznej diecie, czy raczej religii.

    A jasnych żółtych podkładów w drogeriach ani w aptekach nie ma (wszak po solarium ryj pomarańczowy, a po cebuli różowy), więc przerzuciłam się na minerały z korzyścią dla cery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sorry, jest jeden: kobo Ideal cover makeup light vanilia.
      Kolor idealny, ale moja cera przestała go lubić.

      Usuń