niedziela, 1 września 2013

Żyć, a egzystować.

Dobra impreza jest wtedy, gdy ładni chłopcy chodzą bez koszulek, 90 % czasu antenowego w głośnikach zajmuje Kanye West,  a ciebie przez dwie godziny na niej nie było. Dobra impreza jest wtedy, kiedy na wycieczce po alkohol spotykasz dwóch dużych panów i wkręcasz im na tyle skutecznie, że twój kolega jest z Azerbejdżanu, że parę minut później na bocznej ulicy pada toast wódką za wolność i szczęście Azerbejdżanu.

I potwierdzam, jeśli jakiś sposób jest dobry na walkę z chorą tęsknotą, to jest dobry w ogóle, nawet jeśli kwestia jego moralności woła o pomstę do nieba.

- Zaproponował ci randkę?!
- Ta zdzira nie chodzi na randki, nie zakochuje się, nie płacze, nie przywiązuje się i się nie martwi. 
- Czyli, że komputer z cyckami? Który przyprowadza jedynego hetero chłopca na pedalską imprezę?
- Dokładnie tak.
- Geniusz! Wychodzisz już? Szósta rano jest.
- Ta zdzira również nie lubi spać w nieswoich łóżkach. Lubi je jedynie czasem eksplorować.
- Adoptujesz mnie?

Poza tym przy powrotach o szóstej rano fajne jest to, że dopiero w niedzielny poranek jesteś w stanie dostrzec, jak brzydkie jest to miasto razem z jego ludzkim wypełnieniem i odkąd na twojej głowie zagościły czerwone włosy (czyli od wczoraj), słyszysz już piąty raz od żula w komunikacji miejskiej: te, Arielka. A po winie nie masz kaca. Znalazłaś sposób na życie. A kiedy ktoś się ciebie pyta, jak ci się dzięki temu żyje, to odpowiadasz: ja nie żyję. Ja egzystuję. 

I też jest fajnie.



4 komentarze: