poniedziałek, 9 września 2013

Świat mnie potrzebuje.

O godzinie dwunastej czternaście wysiadam z samochodu i niemalże potykam się o własne buty, klnąc przy tym soczyście. Na Madonnę, kto kładzie taką kretyńską kostkę przed centrum handlowym? Chociaż...centrum handlowe jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Na gliwickim rynku polska myśl budowlana postanowiła wyłożyć podłoże kostką z wrednymi szparami pomiędzy. Nie byłoby w tym absolutnie nic oburzającego, gdyby nie fakt, że na środku rynku stoi ratusz (jak w każdym normalnym mieście - uściski dla mieszkańców Zabrza) i już niejednokrotnie byłam świadkiem, jak panny młode wychodzące z własnego ślubu potykały się o te felerne kostki.

Nie o kostkach jednak miało być.

O godzinie dwunastej czternaście zmierzam w kierunku drzwi frontowych. Czeka mnie rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko kierownika działu muzycznego. Wchodzę, mówię w jakiej sprawie przyszłam, pani zza kasy każe mi czekać razem z innymi nieszczęśnikami. Szybki podgląd konkurencji: dziewczyna w wytartych dżinsach i flanelowej koszuli (tak bardzo Kurt Cobain), stoi i malowniczo dłubie w nosie. Obok niewiasty koleś o aparycji typowego informatyka, ze standardowym przytłuszczem włosa i w pokaźnej bluzie z kapturem. Opakowana w białą koszulę upchniętą w ołówkową spódnicę i z czarną muszką czuję się jak Janusz Korwin-Mikke na zjeździe kuców w Ustrzykach Dolnych, a delikatna poświata czerwonego Hugo Bossa wciąż przypomina o poprzednim właścicielu owej koszuli. Bolą mnie nogi od zumby i napierdala głowa z niedospania, ale gdy pojawia się pracownica z wieścią: pani kolej!, przybieram na twarz firmowy uśmiech i zmierzam do biura.

W sporym pomieszczeniu przy stole siedzi dwóch jegomości, a wizualnie uzupełniają się tak rewelacyjnie, że aż miałabym ochotę zrobić im zdjęcie. Jeden łysy jak kolano z wielkim zacieszem na twarzy, drugi z loczkami a'la Slash i o lekko indiańskich rysach twarzy. Przedstawiam się, zajmuję miejsce, ze zmęczenia stresu nie czuję, nic w sumie nie czuję poza tymi przeklętymi nogami.

- No to niech nam pani powie coś o sobie. Muzyka. Muzyka! To co z tą muzyką?
- Wszystko.

Łysy unosi brew i zaczyna się gradobicie pytań. Tłumaczy, że on komputerowiec, na grajkach się nie zna. Ale wannabe-Slash zna się owszem.

- Madonna więc...
- Tak.
- Widzi pani jakąś następczynię na scenie?
- Nie.
- Lady GaGa?
- Bynajmniej.
- Beyonce?
- Nie te klimaty.
- Naprawdę nikt?
- Jak dorosnę, to ja ją zastąpię.

Śmiechu chichu, lecim dalej. Slash okazuje się pasjonatem jazzu, rozmawiamy więc o Milesie Davisie, gdzieś z owego schodzimy na Tutu (PANI MA TO NA WINYLU?!), z jazzu sprytnie skręca w polską muzykę, więc coś o Peszkowej i Koteluk się przewija, docieramy do celu.

- A czyje utwory się pani śpiewa najchętniej?
- Sinatry.
- Jakiś ulubiony?
- Strangers in the Night.

Indiański Slash podrywa się z krzesła i wyciąga do mnie rękę. Łysy łapie go za rękaw i półszeptem mówi:

- Dwa tygodnie rekrutacji, jeszcze pięciu ludzi za panią...
- Ale ona się nadaje!
- Ale zasady...

Niezadowolony długowłosy usadza się na krześle i pyta:

- Pani Amando, a jak z grami u pani?
- No...kiedyś topiłam i podpalałam Simsów, liczy się?
- Nie do końca. Ale ja też.
- Szybko się uczę.
- Wierzę. Do dwóch tygodni się odezwiemy. Odprowadzę panią.

Prowadzi przez korytarze, żegnamy się, ściska mnie za rękę i mówi:

- Niech się pani nie wyprowadza. Świat pani potrzebuje. Tutaj. 

Dylematy są straszne, mili Państwo.



M.

20 komentarzy:

  1. ojej !
    Kciuki, kciuki , mocne kciuki , przez dwa tygodnie !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkańcy Zabrza również pozdrawiają ;).

    Wzruszyłam się. Nie odjeżdżaj miła, musimy się zobaczyć wszak najpierw! Zaproponowałabym piwo na rynku w moim mieście, ale aktualnie jest to właśnie rzeczone Zabrze, więc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze czas, Kasiu, jeszcze czas!

      Zabrzański rynek, ach...miejsce mej pierwszej randki. Jestem za!

      Usuń
  3. ojej!też trzymam kciuki Kochana:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Indiański Slash <3 <3 <3 mmmmrrmmmrrrmmrrrmmrr...

    Kurta Cobein w wytartych dżinsach i flaneli nie może Cię pokonać, ty MUSISZ być tym kierownikiem, Pani Kierownik.

    Trzymam kciuki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurtełę Kobajnę może spadać. Ha.

      Dziękuję, Zajęcze, ale Cię zmartwić muszę- Slash nosił obrączkę.

      Usuń
  5. kostka na Gliwickim rynku zawsze wprawia mnie w stan zdumienia. Szczególnie w piątkowo-sobotnie wieczory i noce. Nie potrafię pojąć jak te panie trzymają pion i poziom w szpilkach na tej kostce, przy tych szparuniach. Moje ostatnie obserwacje zakończyły się popłakaniem ze śmiechu i wylaniem piwa (co za strata! :( ) Dziwne uginanie kolan, dziwny chód i paniczne trzymanie się koleżanki/faceta coby nie jebnąć pyskiem na tą kostkę. Narobiłaś mi ochoty na Gliwice :) Przyjadę tam za tydzień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się i zapraszam ;)

      Usuń
    2. skorzystam :) balantines, kostki lodu w dinożarły i czujna opieka jednostki WP... jakby co to szklanek jest urodzaj :D

      Usuń
  6. Kurt Cobain - lubię takie.
    Nie no jak świat Cię potrzebuję to nie idź, nie zostawiaj świata.
    Albo obuduj go upierdliwym brukiem, przynajmniej przesiejesz towarzystwo.

    U mnie w mieścinie też na "głównej" bruk, kosteczka, w szpilkach w życiu nie przejdziesz, chyba, że masz wsparcie, a w stanie upojenia to mission impossible.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wykostkowanie nie jest głupim pomysłem...

      Widzę, że też macie mądre głowy w zarządzie :-)

      Usuń
  7. cholera, u mnie też takim kostek nadmiar, ale czym bardziej mi procentowo i czym wyższe buty, tym lepiej po nich śmigam.
    Dig, ale wiesz, że jak Cię wezmą, a wezmą, to będą musieli zmienić nazwę stanowiska? Z 'kierownik muzyczny' na 'królowa muzyczna'? Ale jakby co, zrobimy blogerską ściepę na złotą tabliczkę z grawerem na drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak nic z tego, przeprowadzka za pasem...ale za tabliczkę się nie pogniewam. Samo 'królowa' w zupełności wystarczy! ;-)


      :*

      Usuń