piątek, 9 sierpnia 2013

Z pamiętnika me(ga)lomana.

Narzekałaś na brak tego albumu, a przecież to był kiedyś bardzo nasz album. W załączniku wszystko ładnie spakowane. Dobry ze mnie słuchacz, nie? Wpadnij kiedyś na skręta, posłuchamy.



Gdyby moje kanaliki łzowe produkowały jakąkolwiek ciecz, to uroniłabym nawet łezkę wzruszenia, serio!

Polemizowałabym jednak z faktem, czy nasz. Może Twój. Ale bardziej mój. Poezja, która niesie wyłącznie dobre wspomnienia.

A pomarudzić też muszę.

Wspomniało się królewnie zwiewnej, że jutro Wu-Tang-Clan gra na Coke Live i rozpaczliwie wzięło na logistykę w ostatniej chwili.

Od godziny 10 telefon za telefonem, jest nocleg, jest bifor na Podbrzeziu i after na Kazimierzu. Jest wszystko, ale...

Jakoś tak mnie napadło, co by zadzwonić do Empiku, zanim ruszę tyłek do miasta.

- Biletów na drugi dzień nie ma, przykro mi.

Solidne kurwa mać wyrywa się z ust, kolejny telefon potwierdza sytuację, której przez 21 lat życia i 7 lat corocznego koncertowania nie doświadczyłam - bilety na festiwal się wyprzedały. Przecież to brzmi, kurwa, ironicznie. Lastfm ugina się od rozpaczliwych kupię bilet nawet za wyższą cenę!!!! Gdy pojawia się jedno sprzedam, dzwonię, a cwaniaczek z Wadowic strzela ceną: 300 polskich złotych, a że ma pani miły głos, to mogę sprzedać za 290. 

Wobec tego wzdycham znacząco, wygrzebuję się z łóżka, trochę jakby zgięta w pół, z termoforem w jednej ręce i Królikiem Mordercą w drugiej. Przedstawiałam już Królika Mordercę?



- Ojcze, możesz spać spokojnie, nigdzie nie jadę. 
- No kurwa. Przecież ty wyglądasz jakbyś wisiała z Jezusem na krzyżu. 

No trochę. Ale pan Dariusz twierdzi, że to tak tylko przejściowo. Zabawne. Jakiś miesiąc temu mówił to samo.

Mniejsza z tym, na koncert jestem w stanie jechać nawet w stanie agonalnym (że tak przypomnę sobie CLMF 08' bodajże, kiedy to po nocy spędzonej z psychopatyczną blondyną na pogotowiu, na drugi dzień wesoło pognałam na drugi dzień festiwalu i po wypiciu jednego piwa przypomniałam sobie, że jestem na tabletkach uspokajających. I na Seanie Paulu miałam większą fazę, niż sam gwiazdor.)

I tym samym to będzie pierwsze lato bezkoncertowe. Jest mi z tym dziwnie, ale na osłodę życia kliknęłam w Peszkową w Katowicach. W październiku. Bo lepiej późno, niż wcale.

K. twierdzi, że polecimy jeszcze do Paryża na koncert Jaya, wizja najprawdziwszych niggas is Paris przekonuje mnie mocno, ale to wszystko jest bardzo w powijakach, wszak nie planuję ostatnio.

Słowo niedoszłego harcerza, w przyszłym roku odbiję sobie wszystko tak, że będę jeździć od Gdyni, przez Warszawę, na Krakowie kończąc. A w tym roku zostaje jeszcze warszawski Selector. Wprawdzie czarnuchów nie ma, ale jest James Blake, więc będzie okazja na wyciągnięcie paru łez.

To tyle z życia marudy. Mimo wszystko umieranie ma swoje plusy. A uśmiechać się można zawsze.


Jutro kopniemy się na Jazz w Ruinach, wszak zapomina mi się czasem, że to smutne jak pizda miasto też miewa swoje atrakcje.

Na dzisiaj jednak Ketonal, pętla w odtwarzaczu i Nocna Rozmówczyni. Bo rozmowy nocne jakoś znów stały się ciekawe.



M.


3 komentarze:

  1. Na wstępie przepraszam za banał.
    Ot - zakochałam się w Twoim prywatnym Króliku Moredrcy <3

    Niestety, jest to miłość plataniczna... plafoniczna... plutoniczna...

    OdpowiedzUsuń
  2. Plasfusoniczna.

    Wiedziałam, że Królik Morderca przyciągnie Twą uwagę...wszak to jedna rodzina z zającami!

    OdpowiedzUsuń
  3. ojej:( z tym biletami to faktycznie słyszałam, że się wyprzedały, chociaż też nie sądziłam , że na imprezie plenerowej coś takiego w ogóle może się zdarzyc, dlatego rozumiem w pełni Twoje wkurwienie.Tulę mocno :)

    OdpowiedzUsuń