sobota, 3 sierpnia 2013

Wielki powrót koksa Tadeusza.

No ok, zwróćmy honor i nazwijmy jednak ten dzień małym niewypałem. Każdy dzień z temperaturą powietrza powyżej trzydzieści stopni jest w pewnym sensie niewypałem, mimo że upałem.

W ramach Wyżycia Resztek Energii Niemożliwej Do Wyżycia Przez Seks I Bieganie (aha, no i dojście do lasu utrudnione trochę ostatnio, poza tym upały + komary nie czynią najlepszej atmosfery) zainwestowało mi się w karnet na całodobową siłownię. Niby nic, a jak bezsenność dopada, to po 4 rano jadę sobie pobiegać na bieżni. No i mają klimatyzację. Cholera, mają klimatyzację. A ja mam tylko wentylator. To chyba oczywiste, kto wygrywa w tym starciu.

Bodajże w roku pańskim 2012 miałam jakąś tam krótką przygodę z inną siłownią, na którą to chodził pewien pan. Pan zwany Koksem Tadeuszem. Koks Tadeusz, metr sześćdziesiąt w kapeluszu, metr sześćdziesiąt w barach, glaca łysa z niewielkimi prześwitami włosów do złudzenia przypominających łoniaki. Ale to wszystko nieważne. Koksa Tadeusza cechowały dwie rzeczy. 

Po pierwsze, Koks Tadeusz nie lubił się przemęczać, kochał zaś doradzać. 
Po drugie, koks Tadeusz mówił na mnie Madana. Bo na poprzedniej siłowni cicho było, a moje słuchawki głośne. I z nich zazwyczaj leciała Madonna. Koks Tadeusz zaś, wyposażony w zaiste wielki słuch muzyczny, za którymś razem poznał, że to Madonna Madana. No i tak zostało. 

Koks Tadeusz lubił stawać obok bieżni i twierdzić, że na cardio masy się nie zrobi. Jest to oczywiste, pod warunkiem, że ktoś na siłownię przychodzi, aby masę robić, a nie tracić.

I taki to oto ów Tadek Doradzacz często polecał suple, których nazw i tak nie pamiętam, zawsze radził, że wpierdalać stejki, a na mą odpowiedź: pardon, Tadek, jestem wege, padło krótkie: oj, Madana, masy nie będzie.

Takich ludzi się nie zapomina.

Jakże wielkie było me zdziwienie, gdy dziś zadając lansu w szarym dresie na bieżni nagle zobaczyłam postać machającą do mnie z drugiego końca sali. Początkowo nie poznałam, wszak każdy koks wygląda zupełnie tak samo, czyli Z Twarzy Podobny Zupełnie Do Nikogo, ale kiedy podszedł bliżej (tak, wiem, powinnam nosić soczewki) i zawołał srogim: Madana, prawie cię nie poznałem, przecież żeś była ruda, od razu wiedziałam, z kim mam do czynienia. Tadek obszedł bieżnię, spojrzał na liczniki i po zobaczeniu przebieganego ósmego kilometra, wcisnął swoją solidną łapę pod barierkę i drastycznie zmniejszył mi prędkość. 

- Tadek, kurwa?
- Nie no, Madana, przecież rzeźby na tym nie zrobisz. 

Spojrzałam i ja na ósmy kilometr, ale faktem jest, że kiedy ostatnio w słuchawkach mam na zapętleniu mój osobisty hymn...


...to jakoś się leci po prostu, a kilometrów zwyczajnie się nie czuje. 

Po zwolnieniu obrotów i zejściu z bieżni Koks Tadeusz podał mi hantle i pokazał kilka trików na fajne bajce. W międzyczasie dowiedziałam się, że w ciągu owego roku zdążył się ohajtać, rozwieść, pobić kochanka swojej eks żony, dostać wyrok, kupić psa, który zdechł, mieć wypadek na motorze i śrubę w kolanie.

- A co u ciebie, Madana?
- A wiesz...bez...zmian. W sumie to samo. Tylko pies mi nie zdechł. I nie mam wyroku. I w sumie śruby w nodze też nie.

Jak jeszcze raz prawie wyjebię się na twarz z bieżni, to chyba zrobię tę rzeźbę i mu wpierdolę.

M.

15 komentarzy:

  1. super blog chociaz jestem facetem ale lubie poczytac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super blog chociaż jestem koniem i nie umiem używać przecinka.



      Ale serio, dzięki ;-)

      Usuń
  2. 8 kilometrów?!?!?!?!?!?!?!?! 8 kilometrów?!?!?!?!?!?!?!!?!?!?!?!?

    Kurwa!! ja ledwo 4 (z płucami na języku), a ćwiczę już od grudnia;/

    OdpowiedzUsuń
  3. He he. Wpierdalaj stejki, a nie jakieś pedalskie wege.
    Buziaki.
    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szatafakap, Bejbe, bo następnym razem sama będziesz kroić warzywa.

      Usuń
  4. Chyba zacznę chodzić na siłownię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wykupiłam karnet. Chodzić też zacznę :D

      Usuń
    2. Dziewczyny, wielu Tadków na Waszej drodze ;-)

      Usuń
    3. Oby, oby! Przecież tylko dla Tadków mogłabym się zapisać...

      Usuń
  5. A ja w piątek , będąc na rowerze ,zapoznałam pana Janka . Pan Janek mnie poderwał "na rower" i 2 godziny wycięte z życia .Słuchowisko o życiu pana Janka, a że ja dobrze wychowana ,to spławić nie umiem namola :D Jednak kiedy dostałam zaproszenie na kawe ,a potem na ..tadam polowanie ( bo pan Janek łowczym jest ) ,to żem się z lekka zaczęła pocić i to bynajmniej nie od tempa na rowerze ,bo tempo z panem Jankiem , który nawijał makaron na uszy wypierdowe ( special for you kochanie ;) to raczej nie było . Los jakiś czuwał , bo udało mi się w końcu zgubić kawalera :D Dodam pan Janek na oko tak z 70 w dół ,czy w górę ...

    Jednak muszę dodać , że dziś już nie ma takich dżentelmenów ,co to rower pomogą wytaszczyć , kiedy droga nagle się urywa i poczęstują miętówką :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierdut! Taki pan Janek to czysty skarb na szosie :)

      Usuń