poniedziałek, 15 lipca 2013

Chuje muje.

Są takie pytania, które zadanie rzekomo w niewinnej intencji potrafią przebić serce mocniej niż najgorsze przekleństwa. Rzeczywistość jest rzeczywistością, na wszelkie kurwy, chuje muje i inne dzikie węże można wypracować sobie dość solidną tarcze, od której tego typu epitety odbijać się będą jak gumowe dildo od ściany. Gorzej jest, gdy pada właśnie pytanie, pytanie podszyte najgorszym z możliwych rodzajów podejrzliwości zakrawającej wręcz o abstrakcyjną. Nie, ja naprawdę świętej grać nie zamierzam, ale od godziny czternastej napierdala mi echem po głowie jedno dość średnio logicznie rozbudowane zdanie w formie quasi-pytania i obawiam się, że taka mała cegiełka spod całego na nowo odbudowującego się poczucia wartości została wyjęta i wyrzucona daleko poza horyzont, a ja za wszelką cenę szukam czegoś, aby to puste miejsce zakleić, wypełnić, wcisnąć w tę lukę jakiś cement. Co prawda będzie się brzydko oznaczać, ale nie jebnie, a chyba to jest najważniejsze, żeby nie jebło. Bo jak jebnie to ja już nie wiem, co dalej, kolana mam już posiniaczone od zeszłotygodniowych upadków zarówno fizycznie, jak i metaforycznie.

Wszechobecne zwątpienie znów dopadło mnie w swoje szpony, ale progres jest, wszak nie płaczę jak mała dziewczynka, nie rzucam się po ścianach, tylko grzecznie siedzę, oddycham, wmawiam sobie, że jestem najsilniejszą osobą na świecie, diamentem wśród pierdolonych szkiełek.

A tymczasem...


M.

4 komentarze:

  1. ja miałam dzisiaj naprawdę dziwny dzień i byłam trochę nieobecna i nie chcę być nieobecna.

    dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  2. You gotta shine bright like a diamond, Digga!

    OdpowiedzUsuń