piątek, 14 czerwca 2013

Jak lewak został zmasakrowany, czyli krótko o miłości.

Czyli dzień jak co dzień w Diggalandzie.

Godzina czternasta, a właściwie czternasta dwie, biegniemy z drogą latoroślą przez miasto, gdyż ponieważ jestem spóźniona już o dwie minuty właśnie. W studio gorąco jak w piekle, krzesełko się szykuje. Całość trwa jakieś czterdzieści minut, przed skończeniem prezentuje się o tak:


A ja trochę tracę kontakt z rzeczywistością. Z latoroślą ustalamy, że rynek będzie dobrą opcją na odsapnięcie. Na rynku zaś widzimy ze stolika pewne billboardy, proporczyki i całą stadninę młodych kuców w studniówkowych garniturach?

- Karolino?...
- Nie...
- TAK!

Kwestia przepchnięcia się przez stado młodych prawiczków była drugorzędna. Wujek Janusz objął nas swoimi niewidzialnymi rękami rynku (Lubię takie układy, he he.) i grzecznie ustawił się do zdjęcia. Na koniec wycałował rączkę moją. Miałam poważny dylemat przed jej umyciem. Jestem teraz natchniona i obdzielam mądrością. Nawet się nie przyznałam do bycia lewakiem. To było zbyt epickie. Od kilku godzin przetrzepuję wszelkie kucowe strony, żeby znaleźć to zdjęcie. Poszukiwania w toku. 

Serio, zaczynam lubić to moje życie. Po drodze były ważne spotkania, miłe słowa i cholernie dużo dobrej siły. A z siłami nawet tęsknota może być łatwiejsza. 

A nowe wcale nie jest wrogiem dobrego.

M.


6 komentarzy:

  1. shine bright like a diamond...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej: throw your diamonds in the sky if you feel the vibe.

      Usuń
  2. Wujek Janusz troszczy się o swoją stadninę ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdraszczam. Nie mogę się tylko zdecydować czego bardziej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Janusza. Dziarę może zrobić sobie każdy. Nie każdemu Janusz ową dziarę ucałuje.

      Usuń