wtorek, 11 czerwca 2013

Ładne słowa, trudne słowa.

Czasem siedzę sobie z Nickiem Cavem na podłodze i dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy umysł mam całkiem potężny. Silny. Zaprogramowany na zdobywanie. Chłonny, z naturalną barierą antybullshitową. Czasem szwankuje, jak każda maszyna, ale oliwię dzielnie, dokręcam śrubki, naprawiam zawiasy.

Tak, siedzę na owej podłodze, nie leżę.

Dowiaduję się, że jestem człowiekiem, który w mózgu innego człowieka zostawia wielkiego kaca i nie mam zielonego pojęcia, jak do owej wiedzy się ustosunkować, więc wzruszę ramionami i dyplomatycznie przemilczę, zanim na dobre się ustosunkuję.

Stosunkować, fajne słowo. 

Przepowiadam sobie, że kiedyś wyćwiczę ten umysł do tego stopnia, że ból fizyczny uciszę myślą, bo jakkolwiek silnie tam nie jest, to właśnie ów ból niszczy zdolność logicznego myślenia, rzuca po ścianach, wciska brzydkie słowa w usta, a dłonie układa w pięści. 

A potem znów siadam na podłodze i oddycham.

Wrócił do mnie sen. Nie miałam czasu jeszcze ugościć go należycie, więc czeka na zapadnięcie zmroku, żeby spokojnie chwycić mnie pod piersią i wtulić nos w moje plecy. Sen pachnie słońcem, tym dobrym słońcem. Nie tym ostrym, przed którym w filtrach chowam twarz, ale tym delikatnym, popołudniowym, tym, które roztopiło swego czasu śniegi mojej duszy.


Cholernie chce mi się tańczyć.



M.

1 komentarz:

  1. Z Nikiem Cavem przynajmniej...

    Ja się zastanawiam, czy słuchanie teraz na okrągło przez pół dnia Bijelo Dugme z lat 80' to jeszcze oryginalność, czy już... coś innego...

    OdpowiedzUsuń