środa, 29 maja 2013

Reinkarnacja.

Dzień dobry, halo, próba mikrofonu.



Mam siedem żyć, a każde z nich naznaczone cierpieniem. Nocami wertuję zapisane strony poprzednich, aby odnaleźć rachubę w tej plątaninie pogrzebów. Wycieczki czysto matematyczne, strona emocjonalna bezpiecznie uśpiona w bagażniku nicości. Składam, sklejam, próbuję zrozumieć kim jestem i do czego dążę.




Pierwsze życie zakończone w wieku lat jedenastu.

Drugie pogrzeb miało w roku trzynastym, bliżej czternastego jednak.
Trzecie do końca dobiło później jesieni dziewiętnastej.
Potem było czwarte, choć korci mnie, by nazwać je śmiercią po śmierci, tak dalekie owo zjawisko było od życia.
W roku dwudziestym pierwszym zaczęło się piąte.
Ono się kończy. Stoję rozdarta pomiędzy owym piątym, a szóstym. Lewa noga na sypiącym się grobie owego życia, prawa na świeżej trawie. Poza trawą nie widać niczego. Nie wiadomo, co czeka za rogiem, ale z drugiej zaś strony, nigdy nie było to wiadome.



Mówią, że dziewczyny ze Śląska nie mają serc, tylko węgielki.

Mój węgielek roztrzaskany jest na tysiąc kawałków, roztrzaskany jak porcelana, której odłamki znalazłam nawet w walizce.



Strzaskane węgielki się nie zrastają. Ale można w nich więcej pomieścić. Teraz zamiast jednego węgielka masz milion małych węgielków i każdy pomieści tyle, co ten duży. To w pewien sposób piękne.




Łapię te zdania jak małe cegiełki, z których buduję wokół siebie nowy mur. Tym razem mur z okienkiem, bo zawsze dobrze mieć okno, przez które spojrzy się na świat. Może w tym murze uda się pewnego dnia zbudować drzwi, a może pewnego dnia mury przekuję w dom. Wszystko oznaczam wielką etykietą może. Z prostej przyczyny: planowanie na zapas może okazać się nadzwyczaj bolesne w skutkach. Stwierdzam więc, że wszystko może, a nic na pewno, bo pewna jest tylko śmierć i podatki, lecąc za słowami Franklina. 




Kusi mnie jednak, by rzec, że pewne jest jeszcze, że się jeszcze nie skończyłam, ale moja wyliczanka z życiami skłania do refleksji, że jednak się kończę w jakimś sensie. Skończyła się Słowofilia, ukochane i niezrozumiane dziecko tysiąca nocy, a jej miejsce pozostanie na niechlubnej mogile rzeczy utraconych. 




Idealnym podsumowaniem dzisiejszego wywodu niech będzie zaś utwór kropka w kropkę o wszystkim, co zdarzyło mi się w głowie i poza nią kiedykolwiek.





Niechże wers I sleep much better at night się niebawem ziści, bo wciąż nie dostałam swojego snu z powrotem, a bardzo za nim tęsknię. 

M.

12 komentarzy:

  1. jak zwykle rownie genialna,cudowna i jedyna

    OdpowiedzUsuń
  2. brakowało tego... choć to, to już nowe dziecię/życie/stworzenie.
    byłam tam, będę i tu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to: na niechlubnej mogile rzeczy utraconych? Brakować mi jej będzie. Nazwa mi się bardzo podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uno, czasem lepiej potęsknić mocno i boleśnie, niż kontynuować coś, co przyniesie Ci jeszcze więcej bólu. Mniemam, że mam rację, ale mylić się mogę, wszak mylić się jest tak bardzo ludzkie, non?

      Usuń
  4. "Lecąc za słowami" Goethe, trwaj "CHWILO", jesteś piękna. Cudnie, że jesteś, ale wciąż się zastanawiam, kiedy znów nas zostawisz ulotna Ty istoto ;) A Słowofilię kochałam i na pewno rozumiałam.

    P.s. Zasiadam do listu. Długi weekend mnie natchnął :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczę się nie obiecywać, więc nie obiecuję, życie nieprzewidywalnym jest. Ale z dobrą naturą walczyć nie zamierzam, a moją naturą jest pisanie. I to w sumie tyle w tym temacie.

      Serduszko.

      Usuń